Jak obiecałam, daje link do mojego nowego opowiadania.
http://r-o-t-i.blogspot.com/
Czekam na komentarze. :)
Tu macie opis:
Co byś zrobiła, mając pewność że nadchodzi koniec Twoich dni?
Wiedząc, że już nie zobaczysz swoich bliskich, przyjaciół, wrogów.
I mając świadomość, że za każdym razem gdy się odwrócisz, zobaczysz swoich strażników?
Clarisse ma przed sobą wielkie zadanie.
Problem w tym, że nie wie co ma robić.
Oberwatorzy nie chcą udzielić jej żadnej informacji.
Dziewczyna zdana tylko na siebie... i na kogoś jeszcze?
Czy skazując ją na śmierć, ktoś przewidział dodatkową rolę obok niej?
Pozdrawiam, Kessa.
Niechciana
Dziewczyna, która od małego była znienawidzona. Gardzono ją. Bito. Jak to wpłynie na jej psychikę? Co się stanie później, gdy wyjdzie z tego piekła?
sobota, 26 maja 2012
czwartek, 3 maja 2012
Koniec.
Kończę opowiadanie.
Nie będzie kolejnego rozdziału. Przepraszam, że tak wyszło, ale niestety uważam to opowiadanie za okropne. :/
Wiem, że powinnam to skończyć rozdziałem, ale nie mogę się zmusić do napisania czegoś nowego o tej tematyce.
Jeśli to Wam poprawi humor, to piszę coś nowego. Nie usuwam tego bloga, bo w najbliższym czasie podam link do strony na której będzie nowe opowiadanie.
Jeszcze raz przepraszam.
XoXo.
Kessa.
PS. Jeśli ktoś jest chętny być na bieżąco może pisać na mojego chomika Kessa_Siles (http://chomikuj.pl/Kessa_Siles) lub twittera (https://twitter.com/#!/Kessa_Siles)
niedziela, 8 kwietnia 2012
Rozdział 5
Dobra, nie przedłużając, wiem że jestem okropna bo nie daję rozdziałów w normalnych terminach, ale co zrobić ;)
Na święta, tak ode mnie.
Na święta, tak ode mnie.
No
dalej wybiedzona miłości
trwałaś tylko rok
Dosyp szczyptę soli, nigdy nas tu nie było
mój mój mój – mój mój mój – mój mój mój - mój mój
Patrzę się na zlew pełen krwi
i na zniszczoną okleinę.
trwałaś tylko rok
Dosyp szczyptę soli, nigdy nas tu nie było
mój mój mój – mój mój mój – mój mój mój - mój mój
Patrzę się na zlew pełen krwi
i na zniszczoną okleinę.
Pw.
1 osoba.
Rozejrzałam
się po białym pokoju, ciągle się uśmiechając. To już ostatni
dzień na tym oddziale.
- Witaj
kochanie. - Do pokoju wszedł doktor.
- Dzień
dobry ! - Rzuciłam mu się na szyje. Pamiętam, jak kiedyś nie
chciałam z nim rozmawiać. Aż na samą myśl jest mi wstyd. On
chce tylko, żebym wyzdrowiała. Dzięki niemu się podniosłam i
teraz cieszę się każdym dniem. Przez niego już nie wpuszczają
tutaj moich rodziców. Na początku nie miał do tego prawa, jak
przychodzili pytał się, dlaczego tu są i prosił aby to więcej
się nie powtórzyło. Nienawidziłam tych spotkań. Zawsze po tym
miałam wybuch, nie potrafiłam utrzymać swoich emocji na wodzy. Po
miesiącu spędzonym tutaj miałam zostać odłączona od aparatury
dostarczającej mi jakieś bzdety do organizmu. Niektóre
pielęgniarki mówiły, że to przez dużą utratę krwi. Przyszedł
odwiedzić mnie przybrany ojciec. Nawet na niego nie spojrzałam, a
on chcąc mnie ukarać odpiął kable. Szczęście w nieszczęściu,
że już nie potrzebowałam tego tak bardzo, jednak nie można było
mnie od razu odłączyć, tylko zmniejszać dawkę co jakiś czas.
Po
tym incydencie sprawa trafiła nawet do sądu. Jednak rodzice już
się nie pokazali w progach szpitala, co mi odpowiadało.
- Jak
minęła noc? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
-Bardzo
dobrze. Już nie mogę się doczekać popołudnia. - pisnęłam
radośnie.
- Mam
dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
- Naprawdę?
Kiedy ją dostanę? - doktor zaczął się śmiać i bez odpowiedzi
wyszedł z sali. Tak, uwielbia zostawiać mnie niespokojną. Ech, no
ale co zrobić? Jestem ciekawa co wymyślił tym razem. Nie lubię,
gdy coś mi daje, ale już wiem że nie mam się o co kłócić bo
on i tak postawi na swoim.
Po
kilkunastu minutach wstałam, ubrałam się i zjadłam śniadanie. Z
nudów zaczęłam czytać jakiś kryminał, ale nie mogłam się na
nim skupić. Za bardzo byłam podekscytowana przyszłymi
wydarzeniami.
Po
czternastej czekałam już spakowana na mojego wybawiciela. Wszedł
do pokoju jak zawsze uśmiechnięty. Wziął torbę która leżała
na łóżku i wyszedł, a ja za nim. Szliśmy w dziwnym kierunku.
Nigdy tutaj nie byłam. Może to jakieś nowe skrzydło. Widziałam
coraz więcej ludzi i nagle stanęłam w miejscu.
Przede
mną były... drzwi prowadzące do kliniki. To niemożliwe –
pomyślałam. Nawet się nie spodziewałam, że wyjdę stąd w tak
krótkim czasie. Nie zauważyłam lekarza stojącego przede mną.
Zaczęły nachodzić mnie wątpliwości.
- Ale...
ale...
- To
Twój prezent. Cieszysz się? Już nie musisz tu mieszkać.
- To
tak dużo... ale ja nie mam domu! Co ja teraz zrobię? Będę
mieszkać na ulicy? - mój oddech urwał się, łzy pokryły całą
twarz.
- Kochanie,
nie denerwuj się. Nie zostawiłbym cię na pastwę losu.
Zamieszkasz ze mną!
Że
co?! On chyba sobie żartuje!
- Poważnie?
- Chyba widział moje zdziwienie, bo podszedł i przytulił mnie.
- Nie
pozwolę żeby moja mała dziewczynka była sama lub ze swoimi
rodzicami. Nie cieszysz się?
- Oczywiście,
że jestem wniebowzięta. To jest świetne. Tylko dlaczego ja? -
popatrzyłam na niego czekając na odpowiedź.
- Ponieważ
jesteś wyjątkowa. - stwierdził i bez słowa zgarnął moją
torbę, która leżała na podłodze. Dopiero teraz zauważyłam że
ludzie się na nas patrzą – jedni z zdziwieniem, inni z uśmiechem
a reszta z obrzydzeniem. Dopiero po chwili zrozumiałam dlaczego.
Przecież ja jestem nastolatką, a on jest przed trzydziestką.
- Chodźmy
już. - zadecydował.
- Oczywiście
– zgodziłam się i poszłam za nim.
***
Do
domu dotarliśmy jego sportowym autem. Pierwsze co wydałam z siebie
wchodząc do jego domu było głośnym westchnieniem.
- Podoba
się? - spytał pokazując pomieszczenia.
- Tak!
Pewnie będę się tu często gubić. - Dobry humor nie opuszczał
mnie ani na chwilę.
Po
oprowadzeniu po wszystkich kątach została tylko jego i moja
sypialnia.
- To
mój pokój – powiedział wchodząc do ciemnego pomieszczenia.
Było ogromne! Czarne ściany kontrastowały z białymi meblami,
łóżko wykonane było także z jasnego drewna. Przez odsłonięte
firanki padało lekkie światło.
- Fajnie
urządzone. Długo tu już mieszkasz?
- Kilka
lat.
- Super
– rozmowa się nie kleiła. Po kilku minutach odezwał się.
- Chcesz
się rozpakować?
- Jasne.
Pokażesz mi mój pokój? - odezwałam się cichym głosem.
- Będziesz
spać ze mną. - odpowiedział twardo.
- C..co?
- Masz
z tym jakiś problem? - Nie poznawałam go. Zrobił się taki
szorstki.
- Nie,
nie
- To
dobrze. - Odwrócił się i otworzył jedną z wielu komód. –
Tutaj daj swoje najpotrzebniejsze ubrania. Resztę się wywali, kupi
się nowe. Nie możesz chodzić w tych … - spojrzał na moje
ciuchy – łachmanach.
- Oczywiście.
- Ogarnął mnie smutek.
- Na
co jeszcze czekasz? - zawołał. – Bierz się do roboty!
Ze
strachem w oczach pospiesznie wykonując jego polecenie. W duszy
przeklinałam się że pozwoliłam się oszukać.
Może
to tylko chwilowe? Ma zły humor, zaraz na pewno mu przejdzie. Musi
się tylko uspokoić.
Kogo
ja chce oszukać? Wpakowałam się w niezłe gówno i samo się nic
nie odkręci.
- Dobrze,
kochaniutka – podszedł do mnie i złapał moje barki. Z oczu
popłynęły łzy. Wzmocnił swój ucisk, obracając mnie w swoją
stronę i przyciągając do siebie. Czułam obrzydzenie do niego. Do
siebie też.
Dotknął
palcami moich warg, by następnie zastąpić je ustami. To nie był
dobry pocałunek. Nie powinien być moim pierwszym. Jeszcze przez
chwilę próbowałam się wydostać z jego uścisku, ale zrozumiałam
że jestem na to za słaba. Poddałam się mu, nie oddając jednak
jego uczucia.
Po
chwili warknął i powoli zrzucał z siebie ubranie.
- Nie
mazgaj się. To będzie najlepsza rzecz w twoim beznadziejnym życiu
– szydził ze mnie.
- Proszę...
- Czego
chcesz?!
- Puść
mnie – błagałam, w duszy modląc się o cud. Ten jednak nie
nastąpił.
Zdarł
ze mnie ubrania, zostałam tylko w bieliźnie, on zresztą też.
Odsunął się ode mnie, a ja popatrzyłam na niego wzrokiem pełnym
nadziei.
- To
nie koniec, złotko. Chce, żebyś sama się rozebrała.
Nie
mogłam tego zrobić. Już wolałam, żeby załatwił to za mnie. W
ten sposób nie oddałabym mu się dobrowolnie.
Nęciło
mnie tylko pytanie - dlaczego to tak bardzo boli. Przecież to nie
była moja rodzina. Jednak czułam w sercu ukłucie, które zabijało
mnie od środka. Chciałam, żeby to był tylko zły sen. Żebym się
obudziła, a on mnie przytulił i powiedział że wszystko będzie
dobrze.
- Dobrze,
nie chcesz to nie.
Po
chwili nie miałam na sobie nic. Spuściłam wzrok, patrząc na gołe
nogi. Utonęłam w przemyśleniach, obudził mnie dotyk na piersiach.
Zaczął od masowania obu sutków, skończył na ich przygryzaniu.
Miałam już dość, choć wiedziałam że to dopiero początek. Było
mi niedobrze, głowa bolała niemiłosiernie. Po chwili nastała
pustka.
No, to tyle na dzisiaj :) Postanowiłam nie opisywać sceny, która miała miejsce powyżej - uważam że nie jestem jeszcze w stanie tego zrobić.
Bardzo proszę o komentarze. To dla mnie ważne. Chociaż zrozumie pewnie tylko ten, kto coś pisze.
Wesołych Świąt !
czwartek, 22 marca 2012
Hello! Jest tam kto?
Ok... Mam pytanie. Czy ktoś jeszcze czyta to opowiadanie? Bo pod ostatnim postem był jeden komentarz. A jest 7 osób obserwujących.
Oczywiście będę dalej pisać, ale nie wiem czy mam to udostępniać.. :(
No bo, kurcze... to dzięki Wam piszę, a tu nagle taka wtopa z waszej strony.
Trochę mi smutno. :/
środa, 14 marca 2012
Rozdział 4.
Przepraszam, że trwało to tak długo, jednak szkoła... :/
Skończyłam ten rozdział dzięki Waszym komentarzom, im więcej ich będzie, tym koleje chapy (inaczej rozdziały) będą pojawiały się szybciej :)
Nie miałam jak sprawdzić tekstu, jestem za bardzo na to zmęczona, więc przepraszam za błędy.
Miłego czytania. :)
Rozdział
4
punkt
widzenia - osoba trzecia
Biała
sala. Pokój, w którym nie ma nic, oprócz nadziei na wyzdrowienie.
Choć ta również odchodzi z czasem.
W
pomieszczeniu znajduje się tylko łóżko. Nic więcej. A na nim
dziewczyna. Poprzez zamknięte oczy wygląda, jakby spała. Ale to
szpital, tu nie jest tak samo.
W
ciemnym koncie siedzi kobieta podobna do pacjentki. Widać jednak
było, że się różniły. Młodsza wyglądała spokojnie, jej
twarz, choć pogrążona w głębokim śnie, była sympatyczna, choć
smutna. Starsza miała na twarzy wyłącznie zobojętnienie. Jej
ruchy wskazywały na zniecierpliwienie.
Po
chwili postać wstała i zaczęła kręcić się po pokoju. Nie
chciała tu być. Wolała siedzieć w swoim domu pijąc wino z
koleżankami i oglądając seriale.
Podeszła
do łóżka dziewczyny ze złością wypisaną na twarzy.
-To
wszystko twoja wina! Jesteś najgorszą córką na świecie. Nie
wiem po co cię zatrzymałam. Po cholerę mi było dziecko?! I do
tego takie głupie! Bo, kurwa, zachciało mi się pieprzyć z jakimś
nastolatkiem. Tak, to nie Mark jest twoim ojcem. - Kobieta głośno
i jadowicie zaśmiała się. - Ale ty o tym oczywiście nie wiesz.
No bo i po co? - z kpiącym uśmiechem na twarzy przybliżyła się
do łóżka, nieświadoma tego, że dziewczyna jest w połowie
przytomna.
Stając
nad nią, zaczęła dalej z niej szydzić. Uśmiech nie schodził z
jej ust, a słowa płynęły dalej. Nagle nastała chwila grobowej
ciszy, po której wystąpił cichy krzyk kobiety. Dziewczyna z chęcią
mordu w oczach chwyciła rodzicielkę za szyję, pozbawiając ją tym
samym tlenu. Wszystkie urządzenia, do których wcześniej przypięta
była nastolatka zaczęły przeraźliwie piszczeć. Jednak nie
zniechęciło to jej do dalszego ataku.
Gdy
matka padła już na podłogę, do sali wbiegli lekarze ubrani
całkowicie na biało i odciągnęli niedoszłą morderczynię od
ofiary. Szybko podano środki uspokajające nieletniej, dalej
próbującej dostać się do matki, którą wynoszono właśnie z
pokoju. Wydała przeraźliwy krzyk i zaczęła płakać. Przypięto
jej ręce do specjalnych urządzeń na końcu łóżka, dzięki czemu
nie mogła się ruszać. Pokój po chwili był pusty, nie licząc
lekarza. Podszedł on do chorej i z twarzą nie wyrażającą żadnych
emocji podpiął ciało do maszyn.
Wiedział,
że nie powinien patrzeć na dziewczynę. Była chora. Jednak teraz
wydawała się zagubiona. Chciałby wyrwać ją z tej rzeczywistości.
Nie powinna tu być. To nie było jej miejsce. W tym wieku inne
dziewczyny chodzą na zakupy, gonią za chłopakami...
Lecz,
co on mógł zrobić? Nic. Oprócz prób wyleczenia jej. Już podjął
decyzję – zajmie się nią osobiście. Chce zobaczyć, że będzie
uśmiechnięta biegać w kolorowych ubraniach po szpitalu odwiedzając
go i dziękując za pomoc. Szczęśliwa. Taka będzie.
Uśmiechnął
się do niej i wrócił do swojego gabinetu, gdzie zaczął studiować
kartę pacjentki. Nie wiedział, dlaczego jej rodzice tak na nią
działają. Zazwyczaj to bliscy znajomi poprawiają humor, pomagają
wrócić do zdrowia. A tutaj... było inaczej. Postanowił
porozmawiać z rodzicami. I tu dostał szoku - nie chcieli się z nim
spotkać. Nawet po wielu namowach i przekonywaniach, że to pomoże
córce, ci dalej szli w zaparte. Później odpuścił. Nie dowie się
prawdy tak, to w inny sposób. Na pewno.
____________________________________________________________
Komentujcie !
PS. Postanowiłam, że jeśli ktoś chce być informowany niech poda swoje gg. Nie będę się naprzykrzać itp., wyłącznie informować. :) Jeśli ktoś nie chce, może zostawić maila, bloga itp.
PS. Postanowiłam, że jeśli ktoś chce być informowany niech poda swoje gg. Nie będę się naprzykrzać itp., wyłącznie informować. :) Jeśli ktoś nie chce, może zostawić maila, bloga itp.
niedziela, 26 lutego 2012
Rozdział 3.
Tak.. znowu trochę mnie nie było. Ale już jestem ^^
Ten rozdział, tak jak poprzedni, jest trochę dziwny, całość się nie składa w kupę, plus te dziwne emocje. Muszę powiedzieć, że o to chodzi. Nikt mnie o to nie pytał, ale wolę się już na początku usprawiedliwić.
Niżej jest piosenka, przy której pisałam, jest również link. Myślę, że każdy to zna. :)
A więc, nie przedłużając, zapraszam na 3 rozdział.
„Zbudź mnie
Przebudź mnie od środka
Nie mogę się obudzić
Przebudź mnie od środka
Ocal mnie
Wykrzycz moje imię i ocal mnie przed ciemnością
Zbudź mnie
Pobudź moją krew do płynięcia
Nie mogę się obudzić
Zanim odejdę na dno
Ocal mnie
Ocal mnie przed nicością, którą się stałam”
Przebudź mnie od środka
Nie mogę się obudzić
Przebudź mnie od środka
Ocal mnie
Wykrzycz moje imię i ocal mnie przed ciemnością
Zbudź mnie
Pobudź moją krew do płynięcia
Nie mogę się obudzić
Zanim odejdę na dno
Ocal mnie
Ocal mnie przed nicością, którą się stałam”
Dryfowałam bez celu. Latałam, jak na skrzydłach, ale jednak bez nich.
Moją twarz owijał delikatny wietrzyk. Leżałam na plecach i oddychałam spokojnie, zamykając oczy. Wiedziałam, że wszystko jest dobrze i nie chciałam tego zmieniać. Nie musiałam się o nic martwić ani wytężać mózgu. Pustka.
Otworzyłam szeroko oczy i zerknęłam na ptaki lecące koło mnie. Całe stado robiło wielkie wrażenie. Nie wiedziałam, jaki to gatunek, nie znałam się na tym i nie widziałam takiej potrzeby. Wszystko było idealne.
Ale byłam smutna. Nie wiedziałam dlaczego. Brakowało mi czegoś. Czegoś nieokreślonego.
Zatopiłam się w swoich myślach. Co mogę jeszcze chcieć? Mam wszystko. Mogę robić cokolwiek mi się podoba.
Jednak coś mówiło mi, że nie jest tak jak powinno. Że muszę znaleźć „to”, aby być … 'dopełniona'. Aby zapełnić uczucie tej pustki w sercu i duszy. Ale jak?
Szybko usiadłam po turecku i oglądnęłam się w około. Gdzie ja jestem? Czy tu powinnam być? Wstałam i zrobiłam delikatny krok w przód. Nie chciałam spaść.
Czułam się zagubiona.
-Chce stąd wyjść. Niech mi ktoś pomoże. Wypuśćcie mnie! Teraz!! - krzyknęłam i rozpłakałam się. - P.. proszę... proszę... niech mnie ktoś weźmie – mój szloch stawał się coraz cichszy. Osunęłam na nogi. Widziałam coraz bardziej zbliżające się domy. Już nawet się nie bałam zderzenia.
Po chwili wylądowałam na ulicy, centralnie przed zwykłym domem. Wiatr, który wcześniej był przyjemny, teraz ochładzał moje ciało. Zadrżałam z zimna, zdawałam sobie sprawę, że coś chce, abym weszła do mieszkania.
Chwilę się przed tym broniłam, ale gdy z nieba zaczęło kropić, a błyskawice przedzierały się przez wcześniej jasne chmury, dałam za wygraną i ruszyłam w stronę furtki.
Cała przemoczona zaczęłam szarpaninę z myślą, że jak zamek nie ustąpi to może wrócę do tego co było wcześniej. Smutek powoli przeradzał się w złość. Gdy drzwiczki nie otwarły się, zaczęłam kopać w nie butami.
Przynajmniej je mam – przeleciało mi po głowie.
Dalej nic się nie działo. Teraz byłam wkurzona.
- I co? Nic!! Nie wejdę! Po cholerę się w ogóle staram! - coraz więcej łez leciało po mojej twarzy. Ale już się nie przejmowałam, tylko waliłam w bramkę.
Naturalnie się zdziwiłam, gdy ustąpiła. Czułam się trochę jak w tych tandetnych horrorach, obok żywej nie ma duszy, biegają szczury i inne gryzonie, cicho jak w szpitalu. Każdy, najmniejszy szmer słychać było na odległość kilkudziesięciu metrów.
Oglądnęłam się za siebie. Że też musiałam sobie przypomnieć takie rzeczy akurat teraz! Porażka.
Usłyszałam coś za mną. Od razu odwróciłam się i zaczęłam wypatrywać sprawcy. Mój puls przyspieszył, serce zaczęło łomotać w piersi. Niemożliwe. Proszę, niech to będzie tylko moja wyobraźnia.
Dźwięki stawały się coraz głośniejsze i częstsze. Dyszałam, odwracając się za każdym razem, gdy coś przeleciało za mną.
I wtedy nastało olśnienie. Bramka!! Po sekundzie już biegłam w jej stronę. Dlaczego jestem tak daleko? Przecież nigdzie nie odchodziłam!
Deszcz padał strumieniami, a drzwiczki jakby coraz bardziej się oddalały. Nie mogłam złapać oddechu, czułam że coś jest za mną. Nogi strasznie mnie bolały, kilka razy się potknęłam, ale szłam dalej.
W głowie zaczęły nachodzić mnie myśli. Co to jest? Człowiek? Morderca? Czy zwierzę? Może być drapieżne... dlaczego mnie to spotyka?!
Po chwili dobiegłam. Jestem! - cieszyłam się jakbym właśnie wygrała na loterii. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do ogródku. Przeżyłam szok. Po drugiej stronie było sucho. Tu deszcz nie padał.
Rozejrzałam się dokładnie. Ogródek jak każdy inny. Wyróżniały go tylko te wszystkie zwiędłe rośliny. Podeszłam do kwiatka w doniczce i przyjrzałam mu się dokładniej. Wyglądał, jakby nikt go nie podlewał od miesięcy.
Usłyszałam krzyk. Momentalnie odwróciłam się w stronę drzwi prowadzących do domu. Teraz albo nigdy – pomyślałam i podeszłam w ich stronę.
Nabrałam głęboko powietrza i pchnęłam je. Weszłam do wielkiego, ciemnego pomieszczenia. Omiotłam wzrokiem wszystkie rzeczy – ławę, stolik, lampkę, kanapę lub jak ktoś woli sofę, kobietę, dywan... wróć... kobietę??!!
To nie przypominało ludzkiej istoty. Czarne jak węgiel włosy, jasna cera, a oczy... aż nie do opisania. Czarne źrenice otaczała tak samo czarna tęczówka. Jej twarz była przechylona na bok, usta otwarte. Bałam się spojrzeć niżej. Delikatnie zaczęłam się wycofywać, chcąc jak najszybciej stamtąd uciec. Próbowałam oddychać jak najciszej. Stawiałam krok za krokiem. I nagle na coś wpadłam.
Kobieta wyprostowała w sposób nienaturalny twarz, wytrzeszczając oczy wprost na mnie. Jej buzia się rozszerzyła i wydała głośny pisk. Trwało to może sekundy, ale wydawało mi się, że minęły już godziny. Chciałam się ruszyć, uciekać, ale nie mogłam nic zrobić.
No to się wkopałam...
_________________________________________
Taak. Wiem, że jestem zła :D Ale to na zachętę, aby komentować.
Jeśli ktoś chce zostać poinformowany, to proszę o adres blogu, mail, gg, czy cokolwiek.
Do tych co mają również bloggera - można prosić o to samo :)
Pojawiła się możliwość zaznaczania poniżej jaki był post. Proszę wziąć pod uwagę, że to nie jest komentarz, nie jest nawet w połowie temu równy.
PS. Ważne - jestem również na Twitterze -
Wystarczy kiknąć w nazwę.)
Jeśli ktoś nie ma twittera, to zachęcam do utworzenia. Nie bójcie się o coś pytać itp. To profil zrobiony dla tego opowiadania, nie jest moim prawdziwym :)
PS. Ważne - jestem również na Twitterze -
Wystarczy kiknąć w nazwę.)
Jeśli ktoś nie ma twittera, to zachęcam do utworzenia. Nie bójcie się o coś pytać itp. To profil zrobiony dla tego opowiadania, nie jest moim prawdziwym :)
Kessa Siles
Notka
Uwaga!
Kolejny rozdział (tj. 3) pojawi się na dniach. Wersja optymistyczna - dzisiaj, wersja pesymistyczna - wtorek. Bardzo przepraszam za zwłokę. Niestety nie mam nikogo, kto mógłby przeczytać i wytknąć mi błędy, nawet nie stylistyczne i ortograficzne, ale pytać się skąd mi się wzięło to i tam to, aby było to zrozumiałe. Wcześniej tą funkcję pełniła moja przyjaciółka, teraz jej nie ma i nie wiem kiedy ją złapię.
Mam nadzieję, że jeszcze chwilkę poczekacie, zwłaszcza że chcecie zobaczyć co stanie się z Lilly :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)