Na święta, tak ode mnie.
No
dalej wybiedzona miłości
trwałaś tylko rok
Dosyp szczyptę soli, nigdy nas tu nie było
mój mój mój – mój mój mój – mój mój mój - mój mój
Patrzę się na zlew pełen krwi
i na zniszczoną okleinę.
trwałaś tylko rok
Dosyp szczyptę soli, nigdy nas tu nie było
mój mój mój – mój mój mój – mój mój mój - mój mój
Patrzę się na zlew pełen krwi
i na zniszczoną okleinę.
Pw.
1 osoba.
Rozejrzałam
się po białym pokoju, ciągle się uśmiechając. To już ostatni
dzień na tym oddziale.
- Witaj
kochanie. - Do pokoju wszedł doktor.
- Dzień
dobry ! - Rzuciłam mu się na szyje. Pamiętam, jak kiedyś nie
chciałam z nim rozmawiać. Aż na samą myśl jest mi wstyd. On
chce tylko, żebym wyzdrowiała. Dzięki niemu się podniosłam i
teraz cieszę się każdym dniem. Przez niego już nie wpuszczają
tutaj moich rodziców. Na początku nie miał do tego prawa, jak
przychodzili pytał się, dlaczego tu są i prosił aby to więcej
się nie powtórzyło. Nienawidziłam tych spotkań. Zawsze po tym
miałam wybuch, nie potrafiłam utrzymać swoich emocji na wodzy. Po
miesiącu spędzonym tutaj miałam zostać odłączona od aparatury
dostarczającej mi jakieś bzdety do organizmu. Niektóre
pielęgniarki mówiły, że to przez dużą utratę krwi. Przyszedł
odwiedzić mnie przybrany ojciec. Nawet na niego nie spojrzałam, a
on chcąc mnie ukarać odpiął kable. Szczęście w nieszczęściu,
że już nie potrzebowałam tego tak bardzo, jednak nie można było
mnie od razu odłączyć, tylko zmniejszać dawkę co jakiś czas.
Po
tym incydencie sprawa trafiła nawet do sądu. Jednak rodzice już
się nie pokazali w progach szpitala, co mi odpowiadało.
- Jak
minęła noc? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
-Bardzo
dobrze. Już nie mogę się doczekać popołudnia. - pisnęłam
radośnie.
- Mam
dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.
- Naprawdę?
Kiedy ją dostanę? - doktor zaczął się śmiać i bez odpowiedzi
wyszedł z sali. Tak, uwielbia zostawiać mnie niespokojną. Ech, no
ale co zrobić? Jestem ciekawa co wymyślił tym razem. Nie lubię,
gdy coś mi daje, ale już wiem że nie mam się o co kłócić bo
on i tak postawi na swoim.
Po
kilkunastu minutach wstałam, ubrałam się i zjadłam śniadanie. Z
nudów zaczęłam czytać jakiś kryminał, ale nie mogłam się na
nim skupić. Za bardzo byłam podekscytowana przyszłymi
wydarzeniami.
Po
czternastej czekałam już spakowana na mojego wybawiciela. Wszedł
do pokoju jak zawsze uśmiechnięty. Wziął torbę która leżała
na łóżku i wyszedł, a ja za nim. Szliśmy w dziwnym kierunku.
Nigdy tutaj nie byłam. Może to jakieś nowe skrzydło. Widziałam
coraz więcej ludzi i nagle stanęłam w miejscu.
Przede
mną były... drzwi prowadzące do kliniki. To niemożliwe –
pomyślałam. Nawet się nie spodziewałam, że wyjdę stąd w tak
krótkim czasie. Nie zauważyłam lekarza stojącego przede mną.
Zaczęły nachodzić mnie wątpliwości.
- Ale...
ale...
- To
Twój prezent. Cieszysz się? Już nie musisz tu mieszkać.
- To
tak dużo... ale ja nie mam domu! Co ja teraz zrobię? Będę
mieszkać na ulicy? - mój oddech urwał się, łzy pokryły całą
twarz.
- Kochanie,
nie denerwuj się. Nie zostawiłbym cię na pastwę losu.
Zamieszkasz ze mną!
Że
co?! On chyba sobie żartuje!
- Poważnie?
- Chyba widział moje zdziwienie, bo podszedł i przytulił mnie.
- Nie
pozwolę żeby moja mała dziewczynka była sama lub ze swoimi
rodzicami. Nie cieszysz się?
- Oczywiście,
że jestem wniebowzięta. To jest świetne. Tylko dlaczego ja? -
popatrzyłam na niego czekając na odpowiedź.
- Ponieważ
jesteś wyjątkowa. - stwierdził i bez słowa zgarnął moją
torbę, która leżała na podłodze. Dopiero teraz zauważyłam że
ludzie się na nas patrzą – jedni z zdziwieniem, inni z uśmiechem
a reszta z obrzydzeniem. Dopiero po chwili zrozumiałam dlaczego.
Przecież ja jestem nastolatką, a on jest przed trzydziestką.
- Chodźmy
już. - zadecydował.
- Oczywiście
– zgodziłam się i poszłam za nim.
***
Do
domu dotarliśmy jego sportowym autem. Pierwsze co wydałam z siebie
wchodząc do jego domu było głośnym westchnieniem.
- Podoba
się? - spytał pokazując pomieszczenia.
- Tak!
Pewnie będę się tu często gubić. - Dobry humor nie opuszczał
mnie ani na chwilę.
Po
oprowadzeniu po wszystkich kątach została tylko jego i moja
sypialnia.
- To
mój pokój – powiedział wchodząc do ciemnego pomieszczenia.
Było ogromne! Czarne ściany kontrastowały z białymi meblami,
łóżko wykonane było także z jasnego drewna. Przez odsłonięte
firanki padało lekkie światło.
- Fajnie
urządzone. Długo tu już mieszkasz?
- Kilka
lat.
- Super
– rozmowa się nie kleiła. Po kilku minutach odezwał się.
- Chcesz
się rozpakować?
- Jasne.
Pokażesz mi mój pokój? - odezwałam się cichym głosem.
- Będziesz
spać ze mną. - odpowiedział twardo.
- C..co?
- Masz
z tym jakiś problem? - Nie poznawałam go. Zrobił się taki
szorstki.
- Nie,
nie
- To
dobrze. - Odwrócił się i otworzył jedną z wielu komód. –
Tutaj daj swoje najpotrzebniejsze ubrania. Resztę się wywali, kupi
się nowe. Nie możesz chodzić w tych … - spojrzał na moje
ciuchy – łachmanach.
- Oczywiście.
- Ogarnął mnie smutek.
- Na
co jeszcze czekasz? - zawołał. – Bierz się do roboty!
Ze
strachem w oczach pospiesznie wykonując jego polecenie. W duszy
przeklinałam się że pozwoliłam się oszukać.
Może
to tylko chwilowe? Ma zły humor, zaraz na pewno mu przejdzie. Musi
się tylko uspokoić.
Kogo
ja chce oszukać? Wpakowałam się w niezłe gówno i samo się nic
nie odkręci.
- Dobrze,
kochaniutka – podszedł do mnie i złapał moje barki. Z oczu
popłynęły łzy. Wzmocnił swój ucisk, obracając mnie w swoją
stronę i przyciągając do siebie. Czułam obrzydzenie do niego. Do
siebie też.
Dotknął
palcami moich warg, by następnie zastąpić je ustami. To nie był
dobry pocałunek. Nie powinien być moim pierwszym. Jeszcze przez
chwilę próbowałam się wydostać z jego uścisku, ale zrozumiałam
że jestem na to za słaba. Poddałam się mu, nie oddając jednak
jego uczucia.
Po
chwili warknął i powoli zrzucał z siebie ubranie.
- Nie
mazgaj się. To będzie najlepsza rzecz w twoim beznadziejnym życiu
– szydził ze mnie.
- Proszę...
- Czego
chcesz?!
- Puść
mnie – błagałam, w duszy modląc się o cud. Ten jednak nie
nastąpił.
Zdarł
ze mnie ubrania, zostałam tylko w bieliźnie, on zresztą też.
Odsunął się ode mnie, a ja popatrzyłam na niego wzrokiem pełnym
nadziei.
- To
nie koniec, złotko. Chce, żebyś sama się rozebrała.
Nie
mogłam tego zrobić. Już wolałam, żeby załatwił to za mnie. W
ten sposób nie oddałabym mu się dobrowolnie.
Nęciło
mnie tylko pytanie - dlaczego to tak bardzo boli. Przecież to nie
była moja rodzina. Jednak czułam w sercu ukłucie, które zabijało
mnie od środka. Chciałam, żeby to był tylko zły sen. Żebym się
obudziła, a on mnie przytulił i powiedział że wszystko będzie
dobrze.
- Dobrze,
nie chcesz to nie.
Po
chwili nie miałam na sobie nic. Spuściłam wzrok, patrząc na gołe
nogi. Utonęłam w przemyśleniach, obudził mnie dotyk na piersiach.
Zaczął od masowania obu sutków, skończył na ich przygryzaniu.
Miałam już dość, choć wiedziałam że to dopiero początek. Było
mi niedobrze, głowa bolała niemiłosiernie. Po chwili nastała
pustka.
No, to tyle na dzisiaj :) Postanowiłam nie opisywać sceny, która miała miejsce powyżej - uważam że nie jestem jeszcze w stanie tego zrobić.
Bardzo proszę o komentarze. To dla mnie ważne. Chociaż zrozumie pewnie tylko ten, kto coś pisze.
Wesołych Świąt !