niedziela, 26 lutego 2012

Rozdział 3.


Tak.. znowu trochę mnie nie było. Ale już jestem ^^
Ten rozdział, tak jak poprzedni, jest trochę dziwny, całość się nie składa w kupę, plus te dziwne emocje. Muszę powiedzieć, że o to chodzi. Nikt mnie o to nie pytał, ale wolę się już na początku usprawiedliwić.

Niżej jest piosenka, przy której pisałam, jest również link. Myślę, że każdy to zna. :) 

A więc, nie przedłużając, zapraszam na 3 rozdział.






Zbudź mnie
Przebudź mnie od środka
Nie mogę się obudzić
Przebudź mnie od środka
Ocal mnie
Wykrzycz moje imię i ocal mnie przed ciemnością
Zbudź mnie
Pobudź moją krew do płynięcia
Nie mogę się obudzić
Zanim odejdę na dno
Ocal mnie
Ocal mnie przed nicością, którą się stałam”


Dryfowałam bez celu. Latałam, jak na skrzydłach, ale jednak bez nich.

Moją twarz owijał delikatny wietrzyk. Leżałam na plecach i oddychałam spokojnie, zamykając oczy. Wiedziałam, że wszystko jest dobrze i nie chciałam tego zmieniać. Nie musiałam się o nic martwić ani wytężać mózgu. Pustka.

Otworzyłam szeroko oczy i zerknęłam na ptaki lecące koło mnie. Całe stado robiło wielkie wrażenie. Nie wiedziałam, jaki to gatunek, nie znałam się na tym i nie widziałam takiej potrzeby. Wszystko było idealne.

Ale byłam smutna. Nie wiedziałam dlaczego. Brakowało mi czegoś. Czegoś nieokreślonego.

Zatopiłam się w swoich myślach. Co mogę jeszcze chcieć? Mam wszystko. Mogę robić cokolwiek mi się podoba.
Jednak coś mówiło mi, że nie jest tak jak powinno. Że muszę znaleźć „to”, aby być … 'dopełniona'. Aby zapełnić uczucie tej pustki w sercu i duszy. Ale jak?
Szybko usiadłam po turecku i oglądnęłam się w około. Gdzie ja jestem? Czy tu powinnam być? Wstałam i zrobiłam delikatny krok w przód. Nie chciałam spaść.

Czułam się zagubiona.


-Chce stąd wyjść. Niech mi ktoś pomoże. Wypuśćcie mnie! Teraz!! - krzyknęłam i rozpłakałam się. - P.. proszę... proszę... niech mnie ktoś weźmie – mój szloch stawał się coraz cichszy. Osunęłam na nogi. Widziałam coraz bardziej zbliżające się domy. Już nawet się nie bałam zderzenia.

Po chwili wylądowałam na ulicy, centralnie przed zwykłym domem. Wiatr, który wcześniej był przyjemny, teraz ochładzał moje ciało. Zadrżałam z zimna, zdawałam sobie sprawę, że coś chce, abym weszła do mieszkania.

Chwilę się przed tym broniłam, ale gdy z nieba zaczęło kropić, a błyskawice przedzierały się przez wcześniej jasne chmury, dałam za wygraną i ruszyłam w stronę furtki.

Cała przemoczona zaczęłam szarpaninę z myślą, że jak zamek nie ustąpi to może wrócę do tego co było wcześniej. Smutek powoli przeradzał się w złość. Gdy drzwiczki nie otwarły się, zaczęłam kopać w nie butami.

Przynajmniej je mam – przeleciało mi po głowie.

Dalej nic się nie działo. Teraz byłam wkurzona.

- I co? Nic!! Nie wejdę! Po cholerę się w ogóle staram! - coraz więcej łez leciało po mojej twarzy. Ale już się nie przejmowałam, tylko waliłam w bramkę.

Naturalnie się zdziwiłam, gdy ustąpiła. Czułam się trochę jak w tych tandetnych horrorach, obok żywej nie ma duszy, biegają szczury i inne gryzonie, cicho jak w szpitalu. Każdy, najmniejszy szmer słychać było na odległość kilkudziesięciu metrów.

Oglądnęłam się za siebie. Że też musiałam sobie przypomnieć takie rzeczy akurat teraz! Porażka.

Usłyszałam coś za mną. Od razu odwróciłam się i zaczęłam wypatrywać sprawcy. Mój puls przyspieszył, serce zaczęło łomotać w piersi. Niemożliwe. Proszę, niech to będzie tylko moja wyobraźnia.

Dźwięki stawały się coraz głośniejsze i częstsze. Dyszałam, odwracając się za każdym razem, gdy coś przeleciało za mną.

I wtedy nastało olśnienie. Bramka!! Po sekundzie już biegłam w jej stronę. Dlaczego jestem tak daleko? Przecież nigdzie nie odchodziłam!

Deszcz padał strumieniami, a drzwiczki jakby coraz bardziej się oddalały. Nie mogłam złapać oddechu, czułam że coś jest za mną. Nogi strasznie mnie bolały, kilka razy się potknęłam, ale szłam dalej.

W głowie zaczęły nachodzić mnie myśli. Co to jest? Człowiek? Morderca? Czy zwierzę? Może być drapieżne... dlaczego mnie to spotyka?!

Po chwili dobiegłam. Jestem! - cieszyłam się jakbym właśnie wygrała na loterii. Pociągnęłam za klamkę i weszłam do ogródku. Przeżyłam szok. Po drugiej stronie było sucho. Tu deszcz nie padał.

Rozejrzałam się dokładnie. Ogródek jak każdy inny. Wyróżniały go tylko te wszystkie zwiędłe rośliny. Podeszłam do kwiatka w doniczce i przyjrzałam mu się dokładniej. Wyglądał, jakby nikt go nie podlewał od miesięcy.

Usłyszałam krzyk. Momentalnie odwróciłam się w stronę drzwi prowadzących do domu. Teraz albo nigdy – pomyślałam i podeszłam w ich stronę.

Nabrałam głęboko powietrza i pchnęłam je. Weszłam do wielkiego, ciemnego pomieszczenia. Omiotłam wzrokiem wszystkie rzeczy – ławę, stolik, lampkę, kanapę lub jak ktoś woli sofę, kobietę, dywan... wróć... kobietę??!!

To nie przypominało ludzkiej istoty. Czarne jak węgiel włosy, jasna cera, a oczy... aż nie do opisania. Czarne źrenice otaczała tak samo czarna tęczówka. Jej twarz była przechylona na bok, usta otwarte. Bałam się spojrzeć niżej. Delikatnie zaczęłam się wycofywać, chcąc jak najszybciej stamtąd uciec. Próbowałam oddychać jak najciszej. Stawiałam krok za krokiem. I nagle na coś wpadłam.

Kobieta wyprostowała w sposób nienaturalny twarz, wytrzeszczając oczy wprost na mnie. Jej buzia się rozszerzyła i wydała głośny pisk. Trwało to może sekundy, ale wydawało mi się, że minęły już godziny. Chciałam się ruszyć, uciekać, ale nie mogłam nic zrobić.


No to się wkopałam...


_________________________________________

Taak. Wiem, że jestem zła :D Ale to na zachętę, aby komentować.
Jeśli ktoś chce zostać poinformowany, to proszę o adres blogu, mail, gg, czy cokolwiek.
Do tych co mają również bloggera - można prosić o to samo :) 

Pojawiła się możliwość zaznaczania poniżej jaki był post. Proszę wziąć pod uwagę, że to nie jest komentarz, nie jest nawet w połowie temu równy.












PS. Ważne - jestem również na Twitterze - 

Wystarczy kiknąć w nazwę.) 
Jeśli ktoś nie ma twittera, to zachęcam do utworzenia. Nie bójcie się o coś pytać itp. To profil zrobiony dla tego opowiadania, nie jest moim prawdziwym :)

Notka

Uwaga!

Kolejny rozdział (tj. 3) pojawi się na dniach. Wersja optymistyczna - dzisiaj, wersja pesymistyczna - wtorek. Bardzo przepraszam za zwłokę. Niestety nie mam nikogo, kto mógłby przeczytać i wytknąć mi błędy, nawet nie stylistyczne i ortograficzne, ale pytać się skąd mi się wzięło to i tam to, aby było to zrozumiałe. Wcześniej tą funkcję pełniła moja przyjaciółka, teraz jej nie ma i nie wiem kiedy ją złapię.

Mam nadzieję, że jeszcze chwilkę poczekacie, zwłaszcza że chcecie zobaczyć co stanie się z Lilly :)

niedziela, 19 lutego 2012

Rozdział 2




      1) Umie ktoś może robić nagłówki? Jeśli tak, to proszę o kontakt. :)
      2) Jeśli ktoś ma pytanie odnośnie nowego rozdziału itp. - moje gg - 26386592. Piszcie, nie krępujcie się.
    Przepraszam, że rozdział tak późno, ale mam ferie i nie było mnie długo w domu.

    Bez większego przeciągania - rozdział 2.











"Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć."

-Napoleon Bonaparte

2 lata później

Minęło tak dużo czasu. Tak wiele się zmieniło.

Wzięłam ostrze do ręki.

Przez głowę przebiegły mi myśli.

Co ja robię? Czy to jest dobry pomysł?

Nie mam innego wyjścia.

Masz! Może wszystko się zmieni...

- Haha haha - zaśmiałam się na głos.
Wmawiałam sobie to przez ostatnie kilka lat. "Będzie dobrze. Już nikt mnie nie skrzywdzi." A co jest teraz? Dalej to samo.

Wiedziałam, że muszę to zrobić. Już... dużej nie wytrzymam. Za dużo bólu. Za dużo tęsknoty za czymś, czego nie ma, czego nie było. Tęsknota za pragnieniami.

Marzenia. Czym w ogóle są? Czymś optymistycznym?
Nie znam takiego słowa.

Ale omińmy to. Pytanie - kto może marzyć?
Nie wszyscy. A na pewno nie ja. Nie mogę myśleć o tym, co będzie. Nie mogę myśleć o przyszłości. Dlaczego? Ponieważ jej nie mam. Wiem, że nic już tego nie zmieni. Nie jestem taka, jak inni. Nigdy nie będę. Na zawsze zostanę 'tą dziwną' dziewczyną.
I choćbym nie wiem jak się starała, tego nie da się ominąć.
Nawet przeprowadzka nie ma sensu. Nic. Została mi tylko śmierć...

Ciekawe jak to jest?
Gdzie trafię? Niebo? W końcu nic złego nie zrobiłam. Chyba...

Nie wierzę w Boga. Gdyby był, to by mi pomógł, prawda? Nie zostawiłby mnie samej z rodzicami. Byłby tutaj.

Ale go nie ma.

A może trafiłabym do piekła...
I co bym tam robiła. Kogo spotkała? Miałabym przyjaciół?
Hehehehe Jaaaasne. Chyba bliźniaka ojca.
Tam jest naprawdę tak źle? Czy to tylko domysły?

Ale, po co mi to wiedzieć? I tak, gdziekolwiek trafię, będzie lepiej niż jest teraz.

Dotknęłam ostrzem skórę ręki.

Ciekawe jak bardzo będzie bolało...
Da się wytrzymać? Marina to zrobiła. Ona jest jak dziecko. Nie wytrzymała by za dużo. Więc albo nie boli, albo... albo nie da się tego zatrzymać. Odchodzi się, nie mogąc tego przerwać. To nie jest pochopna decyzja. Jeśli już to robisz, to nic nie zmienisz. Umrzesz.
Małe są szanse, że skończy się dobrze.
Nie w moim przypadku.
Chyba wszędzie jest lepiej niż w mojej rodzinie.
-Haha haha – znowu zaśmiałam się na głos.

RODZINA?!

Poważnie? Przecież ja nie mam rodziny. Wiecie co to w ogóle znaczy? Ja nie. Choć znam regułkę. Ale to nie to samo.
Codziennie rano widzę mleko na stole. Jest w kartonie, na którym widnieje szczęśliwa rodzina. Po co? To jest jeden z chwytów, który stosują sprzedawcy. Rodzina, która powoli się rozpada chce jak najdłużej sprawiać wygląd kochającej. Ludzie kupują produkt, wiedząc że już nigdy nie będą wyglądali tak samo.

Pytanie – kto kupuje mleko u mnie w domu?
Sama chciałabym wiedzieć.

Łzy zaczęły spływać mi po twarzy.

To już koniec...? Ale... czy na pewno? Co się stanie, jeśli wrócę?

Nie zrobisz tego.

Przez głowę przeleciały mi tysiące myśli. Wspomnień. A wszystkie złe...
Dlatego muszę odejść. Tam, gdziekolwiek będę, znajdę więcej szczęścia niż tutaj.

Delikatnie przejechałam ostrzem po ręce. Nic.
Muszę mocniej...

Wzięłam głęboki wdech, zamknęłam oczy i spróbowałam jeszcze raz.

Boli. Tak cholernie boli.

Ciężko oddychałam, chcąc pozostać jeszcze przytomna.

Zwróciłam oczy do sufitu. Gdy ochłonęłam, spojrzałam na rękę. Była cała we krwi... w mojej krwi.

Ale wiedziałam, że muszę jeszcze zrobić jedno cięcie. A im szybciej, tym lepiej.

Po kilku sekundach już było skończone. Z rany wylewały się tony czerwonej substancji, brudząc kafelki.

Już nie czułam bólu. Odszedł.

Spadłam z wanny. Leżąc na podłodze zdałam sobie sprawę, że już się nie podniosę. Czułam się jak na lekach. Wszystko było dobrze.

Ale nagle coś się zmieniło. Wokół robiło się ciemno. Widziałam wszystko jak za mgłą. Ból powrócił. Oprócz miejsca nacięcia czułam się, jakby ktoś odrywał mi głowę. Modliłam się, aby to był koniec. Lecz ten nie chciał przyjść. Nie mogłam oddychać. Dusiłam się. Ostatnimi siłami wzięłam jeszcze raz nóż do ręki i szybko przecięłam całą rękę.

Ból znowu odszedł. Zamrugałam dwa razy i odleciałam.










PRZYPOMINAM O ZOSTAWIANIU MAILÓW I ADRESÓW BLOGÓW W KOMENTARZACH !! :D

sobota, 18 lutego 2012

Rozdział 1



2 lata później

-Proszę nam opowiedzieć coś o sobie - uśmiechnęła się kobieta.

-Eeee... mam na imię Lilly i mam 13 lat. Lubię słuchać muzyki,rysować...

-Dobrze. Dlaczego chcesz uczęszczać do tej szkoły - tym razem zapytał łysy facet, pewnie dyrektor.

- Więc... jja zawsze chciałam uczyć się w szkole, która jest znana...

- Ale, przecież jest takich dużo więcej, niedaleko twojego domu - zerknął na mnie pytającym wzrokiem.

-Taaak. Aleee.. Myślę że ta jest najlepsza...

- I również prywatna. Zapytam wprost - stać cię na chodzenie tutaj?

Przeleciałam wzrokiem po całym pomieszczeniu. Dzięki kremowo-białym ścianom,wydawało się ono spokojne. W przeciwieństwie do innych szkół, ta była duża, nikt nie zwracałby na mnie większej uwagi. No i jest jeszcze jeden, wielki plus. Była położona bardzo daleko od domu.Nie musiałabym spotykać często moich rodziców.

-Myślę... że moi r..rodzice zapłacą.

-Hmmm.Dobrze. Skontaktujemy się z tobą. - Wstał i wyszedł, a za nim kilka innych osób, które podczas rozmowy tylko przyglądały się i notowały coś w zeszytach.

Kilka godzin później


Delikatnie wsadziłam klucz w zamek i pchnęłam drzwi, modląc się, aby nie było nikogo w domu. Oczywiście, moje szczęście na tym świecie skończyło się wraz z narodzinami.
Od razu usłyszałam wrzaski rodziców.

- Ty tylko leżysz! Przychodzisz z pracy i śpisz do końca dnia! A ja co?! Mam prać, sprzątać, gotować?! A ty będziesz się opierdalać? Myślisz że co?! Ja jestem jakąś twoją specjalną sprzątaczką?! - krzyczała matka.

Nieee.. specjalną sprzątaczką jestem tu ja! Jakie pranie, jakie gotowanie! Przecież tym wszystkim ja się zajmuję! Oczywiście nie mogę tego powiedzieć na głos, bo mojakochana mamusia i tatuś by mnie zakatowali na śmierć.

Ale teraz to nie ważne. Muszę się bezpiecznie dostać do swojego pokoju. Oby tylko mi się udało...

    Dobra. Jest tak. Oni kłócą się w sypialni, która leży obok schodów, prowadzących do mojego pokoju. Muszę i tak przejść koło nich. Niestety.

    Ruszyłam z miejsca. Delikatnie kładłam stopy na podłodze, nie chcąc narobić większego hałasu. To mogłoby się źle dla mnie skończyć.
    Podniosłam delikatnie nogę. Moje serce szalało i mocno biło. Myślałam, że wszyscy w promieniu kilku kilometrów mogą je usłyszeć.
Przygryzłam mocno dolną wargę, jednak od razu się opamiętałam. Obiecywałam sobie, że już nie będę tego więcej robić. Wystarczająco już była czerwona, bolała za każdym razem, gdy brałam coś bo buzi. Czasem, wydawało mi się, że każdy kto mnie widzi i patrzy się na moją buzię, zatrzymuje wzrok na ustach.
Ale co tu dużo mówić, są okropne. Próbowałam wielu preparatów,specjalnych pomadek, błyszczyków. Ale wszystko na nic. Musiałabym najpierw przestać je przygryzać, co graniczy z cudem.

- Uhh... - O cholera! Wpadłam na coś! Kto tu postawił tą szklankę?! A byłam już tak blisko schodów. Musiałam się zamyślić, bo by nie było...

- Lillytha? Wreszcie wróciłaś! - głos mojego ojca zabrzmiał tak głośno, że aż ciarki przeszły mnie po całym ciele.
Taak. Moi rodzice zwracają się do mnie takim imieniem. Nie.. chyba nawet takiego imienia nie ma. Zastanawiam się, dlaczego nie nazwali mnie inaczej.
- Takkk. Ja... przed sekundką weszłam do domu. - Uhh.. proszę, niech nie będzie zły... Marzenie ściętej głowy.
- Dlaczego jest nieposprzątane?! Zawsze zanim wyjdziesz ma lśnić w całym domu.
- Tak wiem.. jaa.. przepraszam... już idę. - Daj mi wyjść, daj mi wyjść!
- Nie tak szybko. Może mi powiesz, gdzie znowu byłaś?!! - no i się zaczęło.. ehh
- Podszedł do mnie i spuścił wzrok niżej, górując nade mną. Po raz kolejny moje ciało przeszedł dreszcz strachu.
- W szkole. - Im krótsza odpowiedź, tym więcej szansy, że poprawna.
-Nie kłam mi tutaj! Jest już południe, lekcje kończą się dużo wcześniej! - Jak przedtem był wkurzony, to teraz przeszedł samego siebie. Norma.
Bałam się. Teraz naprawdę się bałam. I nie chodziło o jakiś szlaban. Myśli i wspomnienia zaczęły atakować moją głowę.

- Trzask – dźwięk rozpadającego się szkła słychać było w całym domu. A ja? Uciekałam.
- Chodź tutaj smarkulo! - wrzasnął mój ojciec, idąc do salonu.
- I tak cię znajdę. Nie uciekniesz mi. - śmiał się. Tak. Śmiał się. Ze mnie. Z mojego nieszczęścia.

Tą noc pamiętam najbardziej. Po niej nie chodziłam do szkoły przez dwa tygodnie, wylądowałam w szpitalu. Karetkę wezwał sąsiad, ale mama powiedziała, że spadłam ze schodów. Lekarze uwierzyli.

A dzisiaj miało stać się to samo.
Zamknęłam oczy. Znałam przebieg wydarzeń. Najpierw mnie poniży. Słownie. Zostawi ślad na mojej psychice. Później nadejdzie cios. Ból będzie nie do wytrzymania. Niestety to nie będzie koniec...
    *Dryń*
    *Dryń*

Dzwonek.Dzięki Bogu za dzwonek. Uratował mnie.
Ojciec popatrzył na mnie z chęcią mordu w oczach, wychodząc z pokoju.Wiedziałam, że do tego wrócimy.
Zerknęłam na mamę. Ona siedziała sobie na łóżku, czytając gazetę i popijając biszkopty herbatą. Nic z sytuacji, która odbyła się przed chwilą, jej nie obchodziło. No ale po co? Przecież są ważniejsze rzeczy do roboty.
- Eeeech– odetchnęłam i wyszłam z pokoju, kierując się na pierwsze piętro. Na końcu korytarza, po prawej stronie, stoją drzwi,prowadzące do mojego 'królestwa'. 
____________________________________________

Dziękuję za wszystkie komentarze. Są dla mnie bardzo ważne. Cieszę się, że były tak liczne.
Rozdział jest niesprawdzony, ponieważ nie mam nikogo, kto mógłby to zrobić. :/

Mam nadzieję, że się spodoba. :)

PS. Akcja jest jaka jest ;P Ale powinna się rozkręcić. Chociaż ..tutaj nie można za bardzo tego zrobić. Nie będzie tu wampirów, czarodziei itp. To będzie prawdziwe życie. Mam jednak nadzieję, że zostaniecie ze mną dłużej.

PS.2 Jeśli ktoś chce być powiadamiany o rozdziałach niech zostawi pocztę lub bloga. :)







Prolog




- Tatuś... - ze strachem w oczach popatrzyłam na niego. Zaczęłam się trząść, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Mówiłem ci, że masz nic nie gadać?! Mówiłem?! A teraz co?! Będziesz płakać?! Może znowu zrobisz przedstawienie przed swoją rodziną?! Bo chyba na nic innego cie nie stać!
- Ale.. ale... - łzy kapały po całej mojej twarzy i zamazały mi obraz. Chciałam odwrócić głowę, ale on mi nie pozwalał. Szarpnięciem przywrócił mnie do wcześniejszej postawy. Nic go nie obchodziło, że w pokoju obok cała rodzina patrzy i słyszy całe to zajście. Ale po co ma się niby przejmować? Przecież to wszystko moja wina. 
- Wystarczy już. - Moja matka weszła do pokoju. - Zostaw ją w spokoju. 
Ten tylko popatrzył na mnie gniewnym wzrokiem, splunął na podłogę i wyszedł. Ona pokręciła głową.
- No i znowu się zaczęło. Nie możesz ani raz wytrzymać bez wkurzania go. Miło ci jest teraz? - pokręciła głową i wyszła. Zostałam sama. 
Nie chce już tu być. Proszę. Niech ktoś mnie stąd zabierze. Zrobię wszystko. Łzy płynęły coraz mocniej. Nie wiedziałam, co mam zrobić.
- Wracasz z nami czy nie?!
- Już.. już idę. - Prędko weszłam do łazienki, ochlapałam twarz wodą i wytarłam ręcznikiem. Oczy, które dalej były zaczerwienione, wydawały się puste. Bez wyrazu.
Powtarzałam sobie tylko jedno pytanie. Czy tak będzie już na zawsze?