niedziela, 8 kwietnia 2012

Rozdział 5

Dobra, nie przedłużając, wiem że jestem okropna bo nie daję rozdziałów w normalnych terminach, ale co zrobić ;)


Na święta, tak ode mnie.





No dalej wybiedzona miłości
trwałaś tylko rok
Dosyp szczyptę soli, nigdy nas tu nie było
mój mój mój – mój mój mój – mój mój mój - mój mój
Patrzę się na zlew pełen krwi
i na zniszczoną okleinę.

Pw. 1 osoba.

Rozejrzałam się po białym pokoju, ciągle się uśmiechając. To już ostatni dzień na tym oddziale.

- Witaj kochanie. - Do pokoju wszedł doktor.

- Dzień dobry ! - Rzuciłam mu się na szyje. Pamiętam, jak kiedyś nie chciałam z nim rozmawiać. Aż na samą myśl jest mi wstyd. On chce tylko, żebym wyzdrowiała. Dzięki niemu się podniosłam i teraz cieszę się każdym dniem. Przez niego już nie wpuszczają tutaj moich rodziców. Na początku nie miał do tego prawa, jak przychodzili pytał się, dlaczego tu są i prosił aby to więcej się nie powtórzyło. Nienawidziłam tych spotkań. Zawsze po tym miałam wybuch, nie potrafiłam utrzymać swoich emocji na wodzy. Po miesiącu spędzonym tutaj miałam zostać odłączona od aparatury dostarczającej mi jakieś bzdety do organizmu. Niektóre pielęgniarki mówiły, że to przez dużą utratę krwi. Przyszedł odwiedzić mnie przybrany ojciec. Nawet na niego nie spojrzałam, a on chcąc mnie ukarać odpiął kable. Szczęście w nieszczęściu, że już nie potrzebowałam tego tak bardzo, jednak nie można było mnie od razu odłączyć, tylko zmniejszać dawkę co jakiś czas.


Po tym incydencie sprawa trafiła nawet do sądu. Jednak rodzice już się nie pokazali w progach szpitala, co mi odpowiadało.

- Jak minęła noc? - zapytał z uśmiechem na twarzy.

-Bardzo dobrze. Już nie mogę się doczekać popołudnia. - pisnęłam radośnie.

- Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.

- Naprawdę? Kiedy ją dostanę? - doktor zaczął się śmiać i bez odpowiedzi wyszedł z sali. Tak, uwielbia zostawiać mnie niespokojną. Ech, no ale co zrobić? Jestem ciekawa co wymyślił tym razem. Nie lubię, gdy coś mi daje, ale już wiem że nie mam się o co kłócić bo on i tak postawi na swoim.

Po kilkunastu minutach wstałam, ubrałam się i zjadłam śniadanie. Z nudów zaczęłam czytać jakiś kryminał, ale nie mogłam się na nim skupić. Za bardzo byłam podekscytowana przyszłymi wydarzeniami.

Po czternastej czekałam już spakowana na mojego wybawiciela. Wszedł do pokoju jak zawsze uśmiechnięty. Wziął torbę która leżała na łóżku i wyszedł, a ja za nim. Szliśmy w dziwnym kierunku. Nigdy tutaj nie byłam. Może to jakieś nowe skrzydło. Widziałam coraz więcej ludzi i nagle stanęłam w miejscu.

Przede mną były... drzwi prowadzące do kliniki. To niemożliwe – pomyślałam. Nawet się nie spodziewałam, że wyjdę stąd w tak krótkim czasie. Nie zauważyłam lekarza stojącego przede mną. Zaczęły nachodzić mnie wątpliwości.

- Ale... ale...

- To Twój prezent. Cieszysz się? Już nie musisz tu mieszkać.

- To tak dużo... ale ja nie mam domu! Co ja teraz zrobię? Będę mieszkać na ulicy? - mój oddech urwał się, łzy pokryły całą twarz.

- Kochanie, nie denerwuj się. Nie zostawiłbym cię na pastwę losu. Zamieszkasz ze mną!

Że co?! On chyba sobie żartuje!

- Poważnie? - Chyba widział moje zdziwienie, bo podszedł i przytulił mnie.

- Nie pozwolę żeby moja mała dziewczynka była sama lub ze swoimi rodzicami. Nie cieszysz się?

- Oczywiście, że jestem wniebowzięta. To jest świetne. Tylko dlaczego ja? - popatrzyłam na niego czekając na odpowiedź.

- Ponieważ jesteś wyjątkowa. - stwierdził i bez słowa zgarnął moją torbę, która leżała na podłodze. Dopiero teraz zauważyłam że ludzie się na nas patrzą – jedni z zdziwieniem, inni z uśmiechem a reszta z obrzydzeniem. Dopiero po chwili zrozumiałam dlaczego. Przecież ja jestem nastolatką, a on jest przed trzydziestką.

- Chodźmy już. - zadecydował.

- Oczywiście – zgodziłam się i poszłam za nim.

***
Do domu dotarliśmy jego sportowym autem. Pierwsze co wydałam z siebie wchodząc do jego domu było głośnym westchnieniem.

- Podoba się? - spytał pokazując pomieszczenia.

- Tak! Pewnie będę się tu często gubić. - Dobry humor nie opuszczał mnie ani na chwilę.

Po oprowadzeniu po wszystkich kątach została tylko jego i moja sypialnia.

- To mój pokój – powiedział wchodząc do ciemnego pomieszczenia. Było ogromne! Czarne ściany kontrastowały z białymi meblami, łóżko wykonane było także z jasnego drewna. Przez odsłonięte firanki padało lekkie światło.

- Fajnie urządzone. Długo tu już mieszkasz?

- Kilka lat.

- Super – rozmowa się nie kleiła. Po kilku minutach odezwał się.

- Chcesz się rozpakować?

- Jasne. Pokażesz mi mój pokój? - odezwałam się cichym głosem.

- Będziesz spać ze mną. - odpowiedział twardo.

- C..co?

- Masz z tym jakiś problem? - Nie poznawałam go. Zrobił się taki szorstki.

- Nie, nie

- To dobrze. - Odwrócił się i otworzył jedną z wielu komód. – Tutaj daj swoje najpotrzebniejsze ubrania. Resztę się wywali, kupi się nowe. Nie możesz chodzić w tych … - spojrzał na moje ciuchy – łachmanach.

- Oczywiście. - Ogarnął mnie smutek.

- Na co jeszcze czekasz? - zawołał. – Bierz się do roboty!

Ze strachem w oczach pospiesznie wykonując jego polecenie. W duszy przeklinałam się że pozwoliłam się oszukać.

Może to tylko chwilowe? Ma zły humor, zaraz na pewno mu przejdzie. Musi się tylko uspokoić.

Kogo ja chce oszukać? Wpakowałam się w niezłe gówno i samo się nic nie odkręci.

- Dobrze, kochaniutka – podszedł do mnie i złapał moje barki. Z oczu popłynęły łzy. Wzmocnił swój ucisk, obracając mnie w swoją stronę i przyciągając do siebie. Czułam obrzydzenie do niego. Do siebie też.

Dotknął palcami moich warg, by następnie zastąpić je ustami. To nie był dobry pocałunek. Nie powinien być moim pierwszym. Jeszcze przez chwilę próbowałam się wydostać z jego uścisku, ale zrozumiałam że jestem na to za słaba. Poddałam się mu, nie oddając jednak jego uczucia.

Po chwili warknął i powoli zrzucał z siebie ubranie.

- Nie mazgaj się. To będzie najlepsza rzecz w twoim beznadziejnym życiu – szydził ze mnie.

- Proszę...

- Czego chcesz?!

- Puść mnie – błagałam, w duszy modląc się o cud. Ten jednak nie nastąpił.

Zdarł ze mnie ubrania, zostałam tylko w bieliźnie, on zresztą też. Odsunął się ode mnie, a ja popatrzyłam na niego wzrokiem pełnym nadziei.

- To nie koniec, złotko. Chce, żebyś sama się rozebrała.

Nie mogłam tego zrobić. Już wolałam, żeby załatwił to za mnie. W ten sposób nie oddałabym mu się dobrowolnie.

Nęciło mnie tylko pytanie - dlaczego to tak bardzo boli. Przecież to nie była moja rodzina. Jednak czułam w sercu ukłucie, które zabijało mnie od środka. Chciałam, żeby to był tylko zły sen. Żebym się obudziła, a on mnie przytulił i powiedział że wszystko będzie dobrze.

- Dobrze, nie chcesz to nie.

Po chwili nie miałam na sobie nic. Spuściłam wzrok, patrząc na gołe nogi. Utonęłam w przemyśleniach, obudził mnie dotyk na piersiach. Zaczął od masowania obu sutków, skończył na ich przygryzaniu. Miałam już dość, choć wiedziałam że to dopiero początek. Było mi niedobrze, głowa bolała niemiłosiernie. Po chwili nastała pustka.







No, to tyle na dzisiaj :) Postanowiłam nie opisywać sceny, która miała miejsce powyżej - uważam że nie jestem jeszcze w stanie tego zrobić.
Bardzo proszę o komentarze. To dla mnie ważne. Chociaż zrozumie pewnie tylko ten, kto coś pisze.


Wesołych Świąt !

4 komentarze:

  1. Kurcze, to było na serio fajne :)
    Dla mnie bomba, pisz dalej...
    Biedna dziewczyna, jak ten podły typ śmiał?
    Okropne...

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnee <33 obserwujemy ? ;> Zapraszam na bloga ; ) Potrzebuję pomocy . ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne! To opowiadanie nie jest okropne, jest super! Powinnaś je dokończyć...

    OdpowiedzUsuń